Czy nauczyciel powinien świecić przykładem pod względem językowym?

Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale kilka dni temu, prowadziliśmy z eRIZem dość burzliwą dyskusję. Ja uważałam, że nauczyciel powinien świecić przykładem, jeśli mowa o wysławianiu się, ponieważ to właśnie on (i rodzice) dają uczniom (dzieciom) przykład. eRIZ stwierdził, że ciężko jest jednocześnie dobrze się wypowiadać i mówić „na chłopski rozum”.

eRIZ
17 września 2008 o 19:24

„Otóż dziś rozpoczęłam swoje praktyki ciągłe w szkole podstawowej. Jestem troszeczkę przerażona, lecz wydaje mi się, że podołam i dam radę Wystarczy, że uda mi się jakoś do tych dzieciaków podejść.”

No, chyba najłatwiejsza możliwa robota Ci się trafiła. ;]
Ze starszymi byś miała dużo większy problem.

„Tam pisze, że? W każdym bądź razie? Musimy to jakoś wymyśleć? Kurcze? Smutno mi się zrobiło”

A czy mowa potoczna, to jest to samo, co język pisany? Czy na 100% prawidłowo wymawiasz ?jabł?? Tak samo i z frazeologizmami. ;]
Magdalena Bród
17 września 2008 o 22:10

@eRIZ, wcale nie najłatwiejsza. Dzisiaj dzieciaki rzucały się szklanymi butelkami, szkło się tłukło, wczoraj przeklinały na nauczycielkę? Sama szósta klasa? Są gorsi niż gimnazjaliści. Olaboga!

Oczywiście, że mowa potoczna to co innego niż język pisany, ale jest jeszcze coś takiego jak oficjalna polszczyzna. Każdy nauczyciel ma obowiązek się nią posługiwać!
Bez wyjątków. To w nauczycielach tkwi przyszły słownik ich uczniów.
eRIZ
19 września 2008 o 21:43

Nie, ja powiem tak – a gdzie są/byli rodzice?

Wolę nauczyciela, którego rozumiem i jest w stanie po ludzku przekazać to, co ma na myśli, niż takiego, który używa ?ąę? na każdym kroku, a sprawia, że cała klasa go nie słucha i śpi.

Nie chodzi mi tu bynajmniej o to, że słownik słuchaczy może być ograniczony, ale – na litość Boską – dużo bardziej przystępne jest słuchanie normalnego języka niż rozprawy naukowej. I mnie to osobiście irytuje – zamiast zachowywać się jak człowiek, zachowuje się jak naukowiec, którego mało kto rozumie. Teoria a praktyka, to są dwie różne rzeczy, droga Filolożko. Lepiej się już wyrażać mową potoczną i mieć większe nadzieje, że przekazywane treści trafią do uczniów, aniżeli uczniowie prześpią całą lekcję nic z niej nie wynosząc (rzecz jasna, niedosłownie :P).
Magdalena Bród
19 września 2008 o 23:03

Jest różnica między językiem zrozumiałym a błędami językowymi, drogi eRIZ i tego nie da się podważyć. Można mówić zrozumiale i jednocześnie poprawnie.
eRIZ
20 września 2008 o 0:13

Fakt, aczkolwiek często się zdarza, że to tylko subtelna różnica?

Kolokwializmy, czy inne tego typu wyrażenia (stosowane, oczywiście, z umiarem) stanowią jednak pewne urozmaicenie. ;]

A i uczniowie mają także powód, żeby się trochę pośmiać, bo jednak warto czasem popełniać błędy. ;]
Magdalena Bród
20 września 2008 o 1:06

heh. Nie rozumiem Twojego toku myślenia. Nauczyciele nie są od tego, aby popełniać błędy. Śmiać nie powinno się z nich, a ewentualnie z nimi. Bo jaki autorytet ma nauczyciel, z którego się uczniowie śmieją? Albo taki, który nie mówi poprawnie?
Powtarzam. Nauczyciel, w tym wypadku polonista, jest od tego, by dzieci nauczyć mówić poprawnie. Jak mają tego dokonać uczniowie, skoro osoba o najwyższym autorytecie w tym przypadku – popełnia błędy.
Nie rozumiem co tu podchodzi pod (tę) dyskusję.
eRIZ
20 września 2008 o 11:54

Popatrz – podręczniki są tak beznadziejnie pisane, że ciężko odróżnić je od encyklopedii. I przyznam, że zagadnienia są wyjaśniane tak sztucznym językiem, iż ciężko je pojąć od razu i trzeba rozklepywać zdania wg ?co autor/poeta miał na myśli?.

Jeśli nauczyciel używa tego samego języka, co w książkach (pseudomądrego), to jakie są wyniki nauczania??

Ja nie mówię, że z nauczyciela, ale właśnie, że z nauczycielem. A dystans do tego typu zasad też jest potrzebny. Pomyśl tylko, co jest po latach, gdy sobie już dorośli uczniowie powiedzą ?a ten/ta, to była niezła, , fajny był(a)?. Lepiej tak niż, ?o, ten/tamta fatalna, niczego mnie nie nauczył/a?.

Poprawność polityczna nie zawsze wychodzi na zdrowie, nadgorliwość gorsza od faszyzmu. ;]
Magdalena Bród
20 września 2008 o 14:52

To musiałeś korzystać z beznadziejnych podręczników. Ja takiego problemu nie miałam. Były pisane czytelnie i zrozumiale, a definicje były wyjasniane ?Na chłopski rozum?.

Znów zapętlasz się w tym, co napisałeś we wcześniejszym komentarzu. Więc i ja powtórzę: Można, bez problemu, mówić poprawnie i zrozumiale. Nauczyciele nie mogą mówić z błędami językowymi.

Ani poprawność polityczna ani nadgorliwość nie mają tu nic wspónego.
eRIZ
20 września 2008 o 14:55

Niestety, ja sobie podręczników nie wybieram, są one określane z góry?

Można, ale to są wyjątki?
Magdalena Bród
20 września 2008 o 17:04

To nie są żadne wyjątki. Nie rozumiem, bez obrazy, ale musisz mieć naprawdę jakąś traumę związaną ze szkołą.
Dobry nauczyciel ZAWSZE wysławia się jednocześnie zrozumiale i poprawnie.

Pozwoliłam sobie tę dyskusję zamieścić i jednocześnie zachęcić do zabrania głosu.

Skąd wiesz o tym blogu?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...