Język polski w IT – niemożliwe?
Wstęp
Dzisiaj chciałbym gościnnie popełnić parę słów u Filolożki na temat typowo „geeczy”, mianowicie – problem tłumaczeń w świecie informatyki. Problem tak stary, jak epoka komputerów w naszej Ojczyźnie, ale dość często popełnianych jest wiele byków, które mogą nie być tak do końca jasne.
Nie mam żadnego powiązanego z językiem tytułu naukowego przed nazwiskiem, ale mam nadzieję, że merytorycznie będzie w porządku. 🙂
Swoją drogą, bardzo brakuje mi jakichś konkretnych wytycznych, chociażby niepisanych „standardów” dotyczących tłumaczeń. Owszem, reguły języka polskiego (zazwyczaj :P) są konkretne i powinniśmy je wszędzie stosować, ale teoria swoje, życie swoje. Takim specyficznym wyjątkiem są tłumaczenia programów/stron/itp.
Kiedyś np. w magazynie Chip była mała rubryka poświęcona podobnej problematyce, którą prowadził szef tłumaczeń IBM Polska, jednak cichcem gdzieś ją wygaszono…
A w życiu…
„wsparcie”
Większość Czytelników zapewne zna język angielski, którego nieznajomość jest w dzisiejszych czasach pewnym nieporozumieniem i często utrudnia życie. Tak, jak i w języku polskim, można spotkać wiele konstrukcji w stylu związków frazeologicznych. Jaka panuje zasada? Nie tłumaczyć dosłownie, bo może dojść do wielu niejasności. 😉 Jedną z nich może być właśnie słówko „wspierać”, które jest niepoprawnie i – niestety – nagminnie używane. Słówko „support” – owszem – oznacza „podtrzymywać, podpierać, wspierać”, ale tłumaczenie zwrotu „XXX supports YYY technology” w języku polskim brzmi co najmniej dziwnie. „XXX wspiera technologię YYY”. Słownik Języka Polskiego definiuje „wspierać” następująco: „udzielić pomocy materialnej, moralnej, zbrojnej”. Owszem, OBSŁUGA TECHNOLOGII jest w pewnym sensie jej wsparciem (gdyż pomaga jej się np. upowszechnić), ale – moim zdaniem – bardziej pasuje tu konstrukcja „obsługa” czegoś.
„sieć web”, „kwerenda”
O ile większe korporacje wydające swoje produkty w wielu wersjach językowych (nie „lokalizacjach”!) zatrudnia sztaby ludzi odpowiedzialnych za ich opracowywanie, to czasem są one co najmniej – hmm – „dziwne”. Wspomnę chociażby o dwóch powyższych frazach. W słownikach np. „kwerenda” występuje i znaczeniowo pasuje do pierwotnego terminu „query”, ale w języku użytkowym bardziej znanym tłumaczeniem jest po prostu „zapytanie”. Ot, Microsoft nieraz ma swoje wizje zbawienia Świata, ale to szczegół. Tak samo ma się sytuacja w przypadku „sieci web”. Noż paranoja, „sieć sieć (pajęczyna)” (po przetłumaczeniu). A gdzie rozum? 😛
„ficzery”, „dżojstik”, „zapora ogniowa”
Język się rozwija i rozwija, ale nieraz w trochę dziwnym kierunku. „Ficzer”, jako „feature” oznacza „cechę, właściwość”. A czemu nie można powiedzieć „funkcjonalność”, tylko trzeba zaśmiecać słownik jakimś „ficzerem” tak samo, jak „dżojstikiem”. Czy to po polsku? Nie! Apeluję o rozwagę, jeśli jest taka potrzba, zostawmy oryginalną formę, przynajmniej unikniemy wielu nieporozumień, a już na pewno więcej osób zrozumie dane pojęcie (hmm, w którym słowniku szukać?). Kto wie, może przyjdzie komuś do głowy „spolszczyć” inne pojęcie i zostanie posądzony o pokemonizację języka? 😛 Warto ryzykować?
„widgety”
Pomimo nieporozumień, o których wspomniałem wcześniej, czasem da się zastąpić angielskie słowo naszym rodzimym odpowiednikiem. „Widget” i kontrolka. Oba znaczą właściwie to samo (różnicą jest jedynie użyte środowisko – Unix/Windows). W Wikipedii została opisana etymologia, ale chyba już z kontekstu pisanej pracy można odróżnić, czy mamy na myśli elementy interfejsu graficznego, czy pulpit sterowniczy okrętu. 😛
„lokalizacja”
Wiele osób mówiąc o wersjach językowych strony/programu/itp. posługuje się terminem „lokalizacja”. Zgodnie z definicją słownikową, „lokalizacja” odwołuje się do położenia, miejsca czegoś, a nie tłumaczenia. Proponowałbym używanie konstrukcji „wersja językowa”, „tłumaczenie”, np. „polska wersja językowa”. Zresztą, na pudełkach z oprogramowaniem można często spotkać właśnie tę (moim zdaniem, poprawną) wersję.
na koniec
Pewnie o czymś zapomniałem, wszak ludzką rzeczą jest zapominać. 😉 Gdyby jednak zebrać wszystko w całość, to można wysnuć wniosek, że osoby tłumaczące programy nie używają później własnych tworów. Osobiście przekonałem się o tym opracowując polską wersję dla Locate32, zdania brzmiały – jako one same – sensownie i logicznie, ale w kontekście opcji były dosłownie śmieszne. Dlatego etap tłumaczenia powinien przebiegać dwuetapowo, a nie dosłownie. 😉
Niestety, błędy logiczne polskich wersji językowych wprowadzają czasem użytkowników w zakłopotanie i nie kryję, że osobiście wolę korzystać z oryginalnych (angielskich) interfejsów. „Polacy nie gęsi i swój język mają”, ale często niepoprawnie używają, czego owocem są na pewno notki na tym blogu. 😉
Dziękuję Filolożce za gościnę w jej progach. 🙂
Poprawiliśmy. Też dziękujemy.
>> „Polacy nie gęsi i swój język mają”, ale często niepoprawnie używają <<
podobnie jak w powyższej notce. Poprawna forma to "Polacy nie gęsi, iż swój język mają!", współcześnie brzmiałoby to prawdopodobnie "Polacy nie gęsi, lecz swój język mają!". Otóż Rej wcale nie porównywał nas do gęsi, lecz chciał powiedzieć światu, że Polacy mają swój własny język. Wyraz gęsi nie jest w sentencji rzeczownikiem, tylko… przymiotnikiem (tzw. przymiotnikiem dzierżawczym – jaki? gęsi)! A zatem poprawne odczytanie powiedzenia Mikołaja Reja winno być takie, że Polacy mają nie gęsi język, lecz swój, że nie gęgają, tylko mówią po polsku.