Murzyn, czarnoskóry, Afrykanin?
Jakiś czas temu ukazał się w Polityce artykuł omawiający problem nazywania czarnoskórych mieszkańców Polski (i nie tylko). Co zrobić z „Murzynem”? Zmienić nazwę na Afroamerykanin, jak w amerykańskiej kulturze, a może stosować nazwę Afrykanin, skoro mamy Azjatę? Dylemat ten jednak nie został rozwiązany, gdyż Afrykanin może być przecież również biały, jak i może być Arabem. Afroamerykanin to nazwa zarezerwowana wyłącznie dla czarnoskórych Amerykanów, więc u nas też nie może się przyjąć.
W artykule poruszone zostaje między innymi podejście językoznawców (przywołany zostaje prof. Ireneusz Bobrowski), którzy nie widzą nic złego w „Murzynie”, gdyż na przykład „pięknej murzynce” daleko od pejoratywnego określenia. Czy jednak mają oni rację? Moim zdaniem określenie murzyn ma i będzie miało negatywny wydźwięk. Przenieśmy się na chwilę do Stanów Zjednoczonych i zastanówmy się nad tym, jakie mogą nam grozić konsekwencje za nazwanie Afroamerykanina „Nigga” lub „Nigger”. W bardzo prosty sposób można zrozumieć, dlaczego czarnoskóry Amerykanin może się takim określeniem poczuć urażony. Podobnie jest z Murzynem w języku polskim. Wciąż za rzadko zastanawiamy się nad nazewnictwem, które tylko pozornie nas nie dotyczy. Czarnoskórych jest przecież w Polsce coraz więcej.
Warto zwrócić uwagę na wierszyk, który od dziesiątek lat znajduje się w podręcznikach do języka polskiego (naszych rodziców, naszych, a także naszych dzieci) – Bambo Juliana Tuwima. Tak, jak również wspomniano w omawianym przeze mnie artykule, po głębszej analizie, wierszyk ten jest poniżający. Czy naszym dzieciom naprawdę musi się wpajać już od pierwszych lat edukacji określenie Murzyn? Mimo że najprawdopodobniej nikt „tam u góry” po prostu tego nie przemyślał?
Kolejny przykład: Jak często komentatorzy sportowi używają podczas meczu stwierdzenia „czarnoskóry piłkarz”, podczas gdy biali piłkarze są po prostu wymieniani z imienia i nazwiska? Czy dodawanie tego epitetu naprawdę jest konieczne? Określenie to pozornie jest nieszkodliwe, a jednak przykleja etykietę.
Żyjemy w coraz bardziej delikatnych czasach. Ostatnio wielkie kontrowersje wzbudza kampania marketingowa promująca ateizm – „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę”, a jakiś czas temu na billboardach można było zobaczyć obcokrajowców nawołujących do akceptacji. Karci się też osoby nazywające homoseksualistów pedałami. Wszystko po to, by zwiększyć świadomość i tolerancję. Zatem czy określenie Murzyn naprawdę jest w porządku? Nawet, jeśli z językowego punktu widzenia jest, to raczej w społeczeństwie nigdy nie będzie. Chcemy być cywilizowanym krajem, to zachowujmy się w taki sposób. Oczywiście, nie uważam, że powinno się za takie przezwiska trafiać do więzienia, ale wystarczyłoby trochę delikatności, a mentalność mogłaby się zmienić.
Nikt nie lubi być przezywany, a tym bardziej nikt nie lubi, gdy nazywa się go w sposób, który mu nie odpowiada (a tak właśnie jest w przypadku czarnoskórych nazywanych Murzynami). Ale tak się przyjęło – do każdego musi być przypisana łatka – „Ty okularniku”, „Ty rudzielcu”. Czy Murzyn, Czarnoskóry, Afroamerykanin, a już tym bardziej Czarnuch, nie może być po prostu Nigeryjczykiem, Kenijczykiem lub Somalijczykiem (tak jest na przykład w krajach arabskojęzycznych)? Mamy przecież Niemców, Czechów i Francuzów?
Możecie powiedzieć, że Murzyn to zupełnie co innego, niż Nigger. Zgodzę się. Nikt chyba jednak nie zaprzeczy, że utarły się w naszym języku pejoratywne powiedzenia i dowcipy jednoznacznie określające tę nazwę negatywnie, a nigdy pozytywnie.
Język językiem, ale przecież to nie wszystko. Emocje też się liczą.
A Rumuni? W Polsce już chyba lepiej być murzynem 😉
Dwa pytania, na które odpowiedzi spodziewałem się w tym wpisie:
1. Murzyn – dlaczego wielką literą?
2. Jeśli nie „murzyn” to jak?
Murzyn – to określenie rasy, a dawno temu, kiedy świadomość w Polsce była mniejsza, „narodu Murzynów”.
murzyn – idiom (?) oznaczający kogoś, kto tajemnie wykonuje pracę za kogoś, np. pisze za kogoś pracę magisterską.
Pisałem swoimi słowami, nie cytowałem ze słownika.
Wiele lat temu przez parę miesięcy mieszkałam w jednym pokoju z dziewczyną z Erytreji. Wiadomo, że z czasem zaczełysmy opowiadac sobie o naszych rodzinach,
o kraju z którego każda z nas pochodziła i o chłopakach. Koleżanka poznała w Niemczech chlopaka, który był biały. O sobie samej mówiła, że jest czarna – po niemiecku : schwarz). Z mojej strony padło, wręcz wystraszone, pytanie : schwarz ?
Tak, wytłumaczyła mi, ludzie z mojego kraju sa przecież ” schwarz” ( : czarni). Acha.
Nie przesadzajmy z tą poprawnością polityczną. Amerykanie na tym punkcie zwariowali i już nawet Afroamerykanin nie jest poprawne (zamiast Afroamerican zaleca się African American). Jeżeli chodzi o to, że w meczu nie używa się np. rudzielca, to często się z tym spotykałem (vide Paul Scholes). Co do Murzynka Bambo: teraz można uważać wiersz za rasistowski ale czy powinno tak być? jakby się przyjrzeć to wcale nic takiego złego tam nie ma: Murzynek Bambo w Afryce mieszka, czarną ma skórę…Po prostu małym dzieciom przedstawia sie różnicę kulturowe. W Afryce mieszkają ludzie, których kolor skóry jest inny, ale mają swoje czytanki (bo posługują sie innym językiem), tak samo chodzą do szkoły i po powrocie do domu broją. Też wierzą naiwnie w różne bzdury (Bambo się wybieli, a komu innemu wydaje się, że jak połknie pestkę to mu drzewo w brzuchu wyrośnie).
Zakończeni wiersza: „Lecz mam kocha swojego synka, bo dobry chłopak z tego murzynka” – mimo, że ma odmienny kolor skóry, wcale nie jest gorszy. i wreszcie: „szkoda że bambo, czarny, wesoły nie chodzi razem z nami do szkoły” jeżeli twierdzenie, że szkoda, że Bambo nie jest w naszej szkole jest rasistowskie to nie mam więcej pytań w tym temacie.
Nie dajmy się zwariować!
Określanie osób narodowością, a nie kolorem skóry, jest oczywiście całkiem niezłym pomysłem. Pędzę jednak przypomnieć, jakimi ignorantami są nie tylko dziennikarze, ale i my wszyscy jeśli chodzi o znajomość państw afrykańskich. Nazwy krajów Czarnego Kontynentu często nic Polakom nie mówią. Nie twierdzę, że to pochwalam, wątpię jednak by ten stan rzeczy miał się w najbliższej przyszłości przyjąć.
P.S. Tak jak Afrykanin może być biały lub być Arabem, tak nie ma chyba sensu nazywać wszystkich czarnoskórych Afroamerykaninami. Jedynym uzasadnieniem jest, kiedy dany czarnoskóry mieszka na kontynencie amerykański. A jeśli mieszka we Francji albo w Polsce? Afropolak? Ale przecież on się w Polsce urodził? Co ma wspólnego z Afryką, żeby go określać nazwą tego kontynentu?
P.S. 2 Gdzieś przeczytałam komentarz odnoście kampanii „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę”, że ciekawe co by zainteresowani powiedzieli, gdyby brzmiała ona „nie zabijam, nie kradnę, nie jestem Żydem”. Troszkę niemiło co? Ogólnie jestem przeciw, bo pod hasłem walczenia ze stereotypami pogłębiamy podziały.
Znowu się zaczyna ciekawie robić… Zapiekanko kulturalna, wytłumacz mi – bo naprawdę nie rozumiem – o co ci chodzi w twoim „P.S. 2”? Nie za bardzo zrozumiałem co chcesz przekazać pod hasłem „nie zabijam, nie kradnę, nie jestem Żydem”.
Warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź prof. Bralczyka: https://www.youtube.com/watch?v=8aovH3UwPWE#t=2m40s
Chodziło mi o to, że konstrukcja sloganu „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” może implikować znaczenie, w którym kiedy ostatni człon jest zaprzeczony, inne też. Tzn. czy jeśli wierzę to automatycznie oznacza to, że zabijam i kradnę? Oczywiście jest to nadinterpretacja, jednak samo hasło u części wierzących może pozostawić niesmak. Analogicznie, usłyszawszy hasło „nie zabijam, nie kradnę, nie jestem Żydem”, ktoś mógłby zapytać, a jeśli jestem Żydem to zabijam i kradnę? Podsumowując, nie podoba mi się ta konstrukcja, gdyż niepotrzebnie budzi negatywne emocje. Nie wiem, jaka była intencja autorów, ale na pewno można interpretować je wielorako, w tym jako hasło, które kogoś atakuje.
Samej idei kampanii, przyznam, że nie rozumiem. Jakiemu problemowi ma przeciwdziałać? Czy rzeczywiście ktoś myśli, że wszyscy ateiści zabijają i kradną? Trochę to naciągane.
Zapiekanka kulturalna: w twojej wypowiedzi prawdziwe jest tylko jedno stwierdzenie: oczywiście jest to nadinterpretacja. Nie mam pojęcia jak doszłaś do tak absurdalnych wniosków. To, że zabierzesz z tego sloganu jedno „nie” nie oznacza, że automatycznie znikają wszystkie. Żadne, nawet najdziwniejsze, zasady języka polskiego nie pozwalają na to. A z drugiej strony „zabijam, kradnę, wierzę” również byłoby ciekawym i prawdziwym hasłem pokazującym obłudę (większości) katolików.
Piszesz również: „jednak samo hasło u części wierzących może pozostawić niesmak”. Myślę, że o to właśnie chodzi, temu ma służyć ta kampania. Ma budzić negatywne emocje, bo te właśnie emocje mają z kolei uruchomić myślenie. Ta kampania ma pokazać, że nie trzeba być katolikiem (czy też wyznawcą innej religii, ale akurat w naszym kraju chodzi o katolicyzm) żeby być dobrym człowiekiem.
Myślę, że w jakiś sposób to hasło ma atakować, tak samo jak katolicy atakują ludzi niewierzących (czy też innej wiary).
A ja jestem przeciwko atakowaniu kogokolwiek i wrzucani ludzi do jednego wora. Tak, jestem wierząca i jest dla mnie absolutnie, całkowicie oczywiste, że ateiści to też dobrzy ludzie. Tak jak i oczywistym jest to, że wśród wierzących bywają źli. Robić z tego powodu kampanię, to jak uczyć alfabetu.
Za to Twój post świadczy o tym, że bynajmniej nie popełniłam nadinterpretacji, skoro piszesz:
„A z drugiej strony „zabijam, kradnę, wierzę” również byłoby ciekawym i prawdziwym hasłem pokazującym obłudę (większości) katolików.”
Nie rozumiem takiego podejścia, nie rozumiem jak można być tak negatywnie nastawionym wobec ludzi, których nigdy nie widziało się na oczy.
Nie widząc mnie na oczy, zgarniasz mnie z rozpędu do wora większości, obłudnych katolików. Na jakiej podstawie? (Naprawdę uważasz, że większość katolików zabija i kradnie, czy to nadinterpretacja ;))
Dlatego jestem przeciw takim kampaniom, zamiast wskazywać na jednostki, tworzą kolejne szufladki, w które można sobie ludzi wsadzić i czuć się lepszym od nich.
P.S. Wracając do języka. W językoznawstwie nazywa się to presupozycją (czyli sądem, który musi być prawdziwy, żeby przypisać zdaniu wartość logiczną – prawdziwą lub fałszywą). Presupozycją zdania „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” jest „istnieje związek pomiędzy zabijaniem, skłonnością do kradzieży, a wiarą.niewiarą.. A nie istnieje, przynajmniej niby o tym, że nie istnieje ma informować kampania. Presupozycja zdania informuje o czymś odwrotnym.
Rozmowa robi się niezwykle ciekawa, ale twoje myślenie nie przestaje mnie zadziwiać. Postaram się w punktach ustosunkować do tego co piszesz, tak żeby możliwie nic mi nie umknęło. Zatem:
1. „A ja jestem przeciwko atakowaniu kogokolwiek i wrzucani ludzi do jednego wora. Tak, jestem wierząca i jest dla mnie absolutnie, całkowicie oczywiste, że ateiści to też dobrzy ludzie. Tak jak i oczywistym jest to, że wśród wierzących bywają źli. Robić z tego powodu kampanię, to jak uczyć alfabetu.”
Albo celowo piszesz nieprawdę, albo nie do końca zdajesz sobie sprawę z otaczającej cię rzeczywistości. Nie żyjemy w kraju świeckim, żyjemy w kraju wyznaniowym. Każdy, kto nie jest zadeklarowanym katolikiem jest zły. Taka jest, niestety, rzeczywistość. Dlatego takie kampanie są konieczne.
2. „Za to Twój post świadczy o tym, że bynajmniej nie popełniłam nadinterpretacji, skoro piszesz:
„A z drugiej strony „zabijam, kradnę, wierzę” również byłoby ciekawym i prawdziwym hasłem pokazującym obłudę (większości) katolików.””
Bynajmniej. Poważna nadinterpretacja. Napisałem jedynie, że to drugie hasło również byłoby ciekawe, a nie, że jedno wynika z drugiego.
3. „Nie rozumiem takiego podejścia, nie rozumiem jak można być tak negatywnie nastawionym wobec ludzi, których nigdy nie widziało się na oczy. ”
Oceniam społeczność. Nie muszę znać/widzieć wszystkich jednostek społeczności żeby wyrobić sobie zdanie. Idąc twoim tokiem rozumowania nie można by było powiedzieć, że np. faszyzm był zły, bo przecież nikt nigdy nie widział wszystkich faszystów. Rozumiesz?
4. „Nie widząc mnie na oczy, zgarniasz mnie z rozpędu do wora większości, obłudnych katolików. Na jakiej podstawie?”
Na żadnej podstawie. Nie robię tego. Znowu dopuszczasz się nadinterpretacji. I tym razem naprawdę nie wiem, z czego ona wynika.
5. „Naprawdę uważasz, że większość katolików zabija i kradnie, czy to nadinterpretacja”
Tym razem to nie nadinterpretacja, naprawdę tak uważam. Może słowa „zabija” nie należy traktować zbyt dosłownie, to taka powiedzmy przenośnia. Bardziej na miejscu byłoby słowo „krzywdzi”. Ale „kradnie” jest jak najbardziej na miejscu. Zastanowiłbym się tylko nad słowem „większość”. Jako, że nie znam danych, nie znam statystyk więc nie chciałbym tego słowa nadużywać.
6. „Dlatego jestem przeciw takim kampaniom, zamiast wskazywać na jednostki, tworzą kolejne szufladki, w które można sobie ludzi wsadzić i czuć się lepszym od nich.”
To nie jest szufladkowanie, to jest walka z krzywdzącymi stereotypami, które przedstawiają niewierzących jako osoby złe. Czyli to co pisałem w punkcie 1.
7. „W językoznawstwie nazywa się to presupozycją…”
Mam nieodparte wrażenie, że znowu nadinterpretujesz. Presupozycja tutaj nie ma nic do rzeczy. Może się jakiś polonista wypowie? Albo chociaż filolożka 🙂
Najpierw co do stereotypu ateista=diabeł wcielony. Inkwizycja była dawno, z takich pomysłów KK w swojej doktrynie dawno już zrezygnował. U źródeł też ciężko o podstawy takiej interpretacji, w końcu Ewangelia zaleca miłość do wszystkich bliźnich, a nie tylko wyznawców własnej religii. A państwo wyznaniowe to jednak takie, gdzie za niewyznawanie religii bądź wyznawanie innej grożą sankcje prawne. To raczej Arabia Saudyjska, u nas grozi co najwyżej, że babcia się obrazi. 😉 Mimo całego szacunku do babci, ciężko to uznać za sankcję prawną.
Ja byłam tylko przykładem zgarnięcia do wora, skoro piszesz że większość katolików dopuszcza się czynów niemoralnych i charakteryzuje się obłudą, zgarniasz tam lwią część z ponad miliarda katolików na świecie. Siłą rzeczy wpadają tam poeci, filozofowie, siostry zakonne, wolontariusze organizacji charytatywnych i misjonarze kopiący studnie w Afryce. Ale ok wycofujemy się z większość. Jakie masz podstawy, dowody, że chociaż część z tego miliarda kogoś krzywdzi?
A może po prostu naoglądałeś się różnych Jarków i Rydzyków w tv i na tej podstawie wyrabiasz sobie opinię?
Ja staram się obserwować rzeczywistość, a nie ekran telewizora. Bo jeszcze nie daj Boże zaczęłabym wierzyć, że ateiści to nie normalni ludzie, a jakieś Palikoty robiące przedstawienie z występowaniem z Kościoła w świetle tabloidów. Bo w realu okazuje się, że to sympatyczni i inteligentni ludzie.
Choć rzeczywiście trochę stereotypów jest, np. zauważyłam, że wielu ludzi traktuje ateistki automatycznie jako zwolenniczki aborcji. Kompletnie bez sensu, mogą być tak zwolenniczkami jak przeciwniczkami, a być przeciw można nie tylko z powodów religijnych. Ale taka jest natura stereotypu, wymazuje niuanse, tworzy szufladki i etykietki.
Co do presupozycji, to jestem tylko marnym językoznawcą, w dodatku z nieobronionym jeszcze magistrem, co ja tam mogę wiedzieć o semantyce. 😉
I znowu, i znowu…
OK, mój błąd, „państwo wyznaniowe” powinienem napisać w cudzysłowie. Jednak myślę, że wiesz co miałem na myśli. A państwu, w którym czyni się naciski (może nie zmusza, ale właśnie czyni naciski) na wyznawanie jedynej słusznej wiary niewiele już brakuje do państwa wyznaniowego.
Wiem, co zaleca ewangelia, znam doktrynę kościoła katolickiego. Problemem jest to, że sami zainteresowani nie mają o tym pojęcia. Teoria to jedno, a praktyka to zupełnie co innego. Twoim pobożnym życzeniem jest żeby katolicy żyli według zasad zawartych w Biblii (czy tam w innych książkach, nie znam się). Tak być powinno, ale tak nie jest. I moich spostrzeżeń nie opieram na telewizji – jak sugerujesz. Żyjąc w państwie katolickim mam, siłą rzeczy, z katolikami codzienną styczność. Tak więc moje obserwacje pochodzą po prostu z życia. Oczywiście z telewizjo również, w końcu tam też widzę ludzi. Ale bardziej z życia. A jeśli o ludzi z telewizji chodzi… Nie uważasz, że pan Jarosław i pan Tadeusz R. (zwłaszcza on jako ksiądz) powinni być wzorem cnót? Rydzyk niezbyt dobre daje świadectwo kościołowi, prawda? Nie dziw się więc, że ludzie mogą niezbyt dobrze tę społeczność odbierać. A Rydzyk jest tylko kroplą w morzu. Chcesz dowodów na to, „że chociaż część z tego miliarda kogoś krzywdzi”? No proszę, ile przykładów mam ci wymienić? Ile cię zadowoli? Sto, tysiąc, dziesięć tysięcy, więcej? Naprawdę próbujesz sugerować, że wszyscy katolicy to ludzie świętsi od samego papieża i nic złego nie robią? Na takie zachowanie mam dwa określenia, wybierz sobie bardziej trafne: to albo jest hipokryzja, albo nieznajomość otaczającej cię rzeczywistości.
A co do presupozycji. Próbujesz sobie ironizować, a zupełnie ci to nie wychodzi. Tak w prostych słowach mógłbym presupozycję określić jako wyciąganie wniosków. A wnioski, które próbujesz wyciągać są nielogiczne i niczym nieuprawnione. Presupozycji tutaj naprawdę nie uświadczysz. Więc zamiast silić się na nieudaną ironię, poczytaj trochę.
Powiem tak: jestem człowiekiem cywilizowanym dlatego, że wychowałem się w cywilizacji, umiem jeść nożem i widelcem i (w przeciwieństwie do obywateli USA) mój kraj nie zhańbił się nieludzkim traktowaniem bliźnich, a nie dlatego, że na siłę szukam eufemizmów. Poprawność polityczną Amerykanie mogą se wsadzić w odwłok. Oni mają podstawy, by czuć solidnego kaca po tym, jak wymordowali rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i uczynili niewolnikami miliony mieszkańców Afryki. Ja jako Polak nie mam powodu aby podlizywać się komukolwiek, ponieważ moja nacja nie niewoliła nikogo, nie czyniła niewolnikiem, nie musi się wstydzić spojrzeć w lustro. Dlatego ja nie muszę robić ekwilibrystyki i nazywać czarne niebiałym. No bo jaki jest murzyn? No czarny i kurczę, nic w tym złego, a jeśli ktoś widzi w tym jakiś nietakt, to albo ma coś na sumieniu, albo za bardzo imponują mu Stany Zjednoczone.
Normalne i oczywiste jest, że o czarnoskórych zawodnikach mówi się, że są czarni, bo to łatwo wyłuskuje ich z otaczających białych. Podobnie jak naturalne będzie stwierdzenie „białoskóry zawodnik” o jedynym białym w drużynie np. Senegalu czy „rudowłosy obrońca” o koledze brunetów.
Aha, i „murzyn”, właśnie tak, małą literą – przynajmniej dopóki nie będziemy mówić „Biały” z wielkiej. Podobnie jak żyd (wyznawca judaizmu), nie Żyd – analogicznie jak chrześcijanin, muzułmanin, buddysta. Żydzi nauczyli cały świat, że są bardzo poszkodowani, bo Holokaust, bo to, bo siamto. No pewnie, bo my, Polacy, to podczas wojny mieliśmy cieplutki zapiecek i to wcale nieprawda, że zginęło nas 6 milionów. Podobną drogą podążają czarni, wykorzystując fakt, że ich przodkowie byli niewolnikami. Tylko że ja im krzywdy nie zrobiłem i nie muszę kombinować jak koń pod górkę. Jak ktoś jest czarny, to mówię, że jest czarny, jak rudy – że rudy. Jeśli ktoś doszukuje się nietolerancji w nazywaniu rzeczy po imieniu, to może powinien zastanowić się, czy nie należałoby poszukać specjalisty.
Hmm, widzę, że tematy powiązane z rasizmem są ostatnio na topie. Niestety jest to dość mocno zakorzenione w naszej populacji. Myślę, że bardziej niż w samym słowie problem tkwi w naszej mentalności. Mam kilku czarnoskórych znajomych, którzy nie obrażają się słysząc słowo murzyn, ale jednocześnie muszą mieć świadomość, że nie zostało wypowiedziane przez osobę ze złymi intencjami.
Porozgrywam – istnieje takie coś?
Chętnie porozgrywam mecze piłki nożnej.
Nie ma.
Całe życie myślałem, że jest. Słyszy się takie zdania na okrągło.
Oto dylemat! Nie ma, a słyszy się na okrągło.
Na okrągło się słyszy „wziąść”, „bynajmniej” jako zamiennik „przynajmniej” i wiele innych potworków. To dopiero dobry przykład „nie ma, a jest” 🙂
A najciekawsza sprawa to z tym „na razie”, nie?
Tak sobie czytam bloga, i komentarze pod wpisami… Jestem w szoku ile człowiek robi głupich błędów i to nie zawsze świadomie… 🙂
Wydaje mi się, że popularyzowanie hasła: „nie zabijam, nie kradnę, nie jestem żydem” jest w kontekście głośnej ostatnio akcji społecznej, jak najbardziej na miejscu.
„A z drugiej strony „zabijam, kradnę, wierzę” również byłoby ciekawym i prawdziwym hasłem pokazującym obłudę (większości) katolików.”
Na czym niby ma polegać owa „obłuda (większości) katolików” i w jaki sposób owo hasło ją pokazuje?
„Nie rozumiem takiego podejścia, nie rozumiem jak można być tak negatywnie nastawionym wobec ludzi, których nigdy nie widziało się na oczy.”
Tu akurat można i jest to postawa jak najbardziej rozsądna. Jeśli wielu naszych znajomych było okradzionych albo oszukanych np. przez Cyganów albo Norwegów i o podobnych przypadkach słyszeliśmy wielokrotnie w mediach, to oczywistym jest, że przyjmujemy założenie, iż szansa na to, że taki przykładowy Norweg nas oszuka jest większa, niż kiedy będzie to Ukrainiec. Jeśli wiarygodne badania pokażą nam to klarownie i niepodważalnie, wtedy tym bardziej uzasadnione jest przyjęcie takiej postawy.
„Nie żyjemy w kraju świeckim, żyjemy w kraju wyznaniowym. Każdy, kto nie jest zadeklarowanym katolikiem jest zły. Taka jest, niestety, rzeczywistość.”
Nie żyjemy w kraju wyznaniowym. Ta druga teza również nie została należycie udowodniona.
„Może słowa „zabija” nie należy traktować zbyt dosłownie, to taka powiedzmy przenośnia. Bardziej na miejscu byłoby słowo „krzywdzi”. Ale „kradnie” jest jak najbardziej na miejscu. Zastanowiłbym się tylko nad słowem „większość”.”
No ale po co mamy mówić, że katolicy kradną? Oczywiście, znajdziemy dla poparcia tej tezy sporo dowodów. Np. większość katolików w Polsce nie opłaca obowiązkowego abonamentu radiowo-telewizyjnego, przez co okrada państwo rokrocznie na spore kwoty. Ale ja jestem przeciwny temu, by mówić, że katolicy kradną. Mimo, że na poziomie logicznym jest to prawda, to jednocześnie mamy do czynienia z presupozycją polegającą na uwypukleniu jednej grupy, sugerującym, że bycie złodziejem jest jakąś cechą tę grupę definiującą. Przecież na podobnej zasadzie możemy powiedzieć, że kradną Polacy. Jeśli mimo wszystko, potrzebujemy klasyfikować w ten sposób jakąś grupę religijną, sugeruję żydów. Żydzi mają wiele instytucji chroniących ich dobre imię, więc nie będzie to dla nich tak krzywdzące. A chyba lepiej mimo wszystko krzywdzić żydów niż katolików, których jest w Polsce większość, prawda?
„Więc zamiast silić się na nieudaną ironię, poczytaj trochę.”
Hehe, zabawny zabieg retoryczny. Sugeruje, że słowo pisane jest bardziej wartościowe od mówionego, toteż dyskutant jest niedouczony. 🙂
„A państwu, w którym czyni się naciski (może nie zmusza, ale właśnie czyni naciski) na wyznawanie jedynej słusznej wiary niewiele już brakuje do państwa wyznaniowego.”
Tu sprawa jest jeszcze ciekawsza. Są bowiem kraje, w których istnieją silne naciski na okazywanie niewiary w jakiegokolwiek Boga. Zakazy eksponowania symboli religijnych w miejscu pracy, miejscach publicznych, zakazy odwołań do Boga, utrudnianie realizowania powinności wynikających z nakazów religii itd. I to też jest istotny problem.
Tak czy inaczej, ciekawa tematyka jak dyskusję o Murzynie. 🙂