psycholożka, filolożka, politolożka, profesorka…
Polszczyzna ciągle dość nieelastyczna jest na wszelkie tezy związane z równouprawnieniem. Około 90% nazw wykonywanych zawodów jest rodzaju męskiego.
Oczywiście, od wielu tych form można utworzyć odpowiedniki żeńskie, używając na przykład przyrostków: -ini, -owa, czy -ka. Wciąż jednak powstaje, a mamy już przecież XXI wiek, mnóstwo wyrazów, które trzymają się „męskości” rękami i nogami, i za nic nie chcą przyjąć formatu żeńskiego. Tutaj dość abstrakcyjny przykład:
pewnie pod ziemią znaleźlibyśmy górnika w spódnicy, to i tak niemożliwym jest wydobywczynię węgla nazwać górniczką. Może lepiej brzmiałoby węglarka? 🙂
Feministki robią swoje. Chcąc być na równi z mężczyznami, tak usilnie wprowadzały żeńskie odpowiedniki męskich zawodów psycholożka, filolożka, politolożka, profesorka , że w końcu stały się one poprawne i istnieją w słowniku języka polskiego.
Ale jak tu się dziwić, że batalia o równouprawnienie w języku idzie tak opornie, skoro nawet w żeńskich szeregach szerzy się dywersja. Sporo pań bowiem może się obrazić, gdy ktoś powie do nich: kierowniczko, dyrektorko, profesorko. Ja się nie dziwię, dla mnie takie żeńskie określenie jest pejoratywne. Nie wiem właściwie dlaczego, ale brzmi tak jakby „mniej poważnie”.
A Wy? co sądzicie?
Kiedy napiszesz książkę? 😛
a czemu miałabym napisać książkę? 😛
…cóż język jest tworem dynamicznym, wiele powszechnie dziś używanych wyrazów, kiedyś budziło kontrowersje, choćby „artystka” czyli żeński odpowiednik „artysty”, kiedy po raz pierwszy go użyto stwierdzono, że brzmi niedorzecznie i mało poważnie:)
Zgadzam się w stu procentach z przedmówcą/przedmówczynią. Dziś określenia kierowniczka czy psycholożka brzmią nie tyle pejoratywnie co nawet protekcjonalnie. Nauczyciel to akademicki, nauczycielka- nauczania początkowego; profesor to na uniwersyteci, profesorka- w liceum; kierownik to fabryki, a kierowniczka to co najwyżej sklepu spozywczego( i do tego kojarzy się z z osobą zajmującą to stanowisko w czasach słusznie minionych, a więc niepozytywnie) Ale kiedyś studentek też nie było a dziś nikt nie dziwi się na tę formę. Ja naprawdę mam szczerą nadzieję, że z czasemprzyzwyczimy się do tych dziwnych dziś form (i też w celu ich „oswojenia” piszę o nich pracę mgr:-))
Brawo.
Polać tej pani 🙂
Wcale nie są poprawne (pisałem już kiedyś tutaj o tym): http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=10034
Nie kiedyś a przedwczoraj… Nie pamiętam już, w którym słowniku widziałam te określenia. Zatem znajdę je i przytoczę.
Według mnie „dyrektorka” nie brzmi aż tak źle, gorzej ze słowami z przyrostkiem „-lożka”. Na przykład kiedy słyszę „psycholożka” od razu nasuwa mi się skojarzenie z chorą psychicznie samicą dzika(choć to akurat jest „loszka”, ale podświadomie…). To ja już wolę panią filolog i panią psycholog.
walczymy o wprowadzenie żeńskich końcówek, ponieważ język kształtuje świadomość. język polski ma (stety niestety) rodzaje i większość nazw zawodów ma rodzaj męskoosobowy, mówiąc „dyrektor” widzimy pana w średnim wieku w garniturze. znamienne, że męskoosobowy rodzaj ma większość nazw zawodów „prestiżowych” – profesor, dyrektor itd. bo już nikomu nie przeszkadza „przedszkolanka” (za to „przedszkolanek” też brzmi śmiesznie, prawda?), a różnica między „sekretarzem” a „sekretarką” aż bije po uszach. za tym idzie postrzeganie kobiet jako „z natury nie nadających się” na pewne stanowiska.
stąd także to postrzeganie nazwy męskoosobowej jako dodającej powagi. tak, jak śmiesznie brzmi słowo „profesorka”, tak wyjątkiem w środowisku jest kobieta na tym stanowisku. to „walka u postaw” – wiele słów już się na nowo przyjęło i nikogo nie dziwią, za kilka-kilkanaście lat nowe pokolenie będzie używać obu form bez najmniejszego problemu (miejmy nadzieję).
poza tym jeszcze nie tak dawno większość nazw zawodów miała swoją wersję i męską i żeńską i nikogo to nie śmieszyło.
„Wciąż jednak powstaje, a mamy już przecież XXI wiek, mnóstwo wyrazów, które trzymają się ?męskości? rękami i nogami, i za nic nie chcą przyjąć formatu żeńskiego.” Taki sposób stawiania przecinka przed „i” nie był chyba omówiony w poście, który porusza ów temat.
Uważam, że braku pewnych form językowych nie można rozpatrywać w kategorii dyskryminacji kobiet. Dziś jest wiele pań konsulów i pań ambasadorów, jeszcze więcej pań profesorów i nikomu nie przychodzi do głowy, aby dziwić się, że to kobieta. Jak by nie patrzeć, z drugiej strony, mamy więcej możliwości – mamy panią konsul i panią konsulową, panią ambasador i panią ambasadorową, a mężczyźni? 😉 Poza tym, jak jedna z forumowiczek już tutaj wspomniała, możemy znaleźć w języku sytuacje odwrotne, np. pan przedszkolanek… A końcówka -olog wcale nie określa męskiej dominacji w życiu zawodowym, wystarczy spojrzeć chociażby procentowo, ilu filologów to kobiety, a ilu mężczyźni.
Pamiętam, że na lekcji WOS-u (w drugiej klasie gimnazjum) rozmawialiśmy sobie na temat feministek. Nauczycielka przytoczyła taki przykład:
Pan jest cukiernikiem. Więc pani jest… cukierniczką?
Cóż, nikt nie załapał o co chodzi. Dopiero gdy kobieta uświadomiła nam, że „cukierniczka” to potoczna nazwa kobiety połykającej spermę, stwierdziliśmy z zażenowaniem (a przynajmniej większość klasy), że lepiej dać sobie spokój z wprowadzaniem żeńskich odpowiedników męskich zawodów :>
Sam fakt, że, feministyki, wykreowały modę na karykaturyzowanie języka, zniechęca do używania tych ideologicznych jego zniekształceń.